piątek, 7 sierpnia 2015

ITALIA 2015: San Gimignano, Siena, Abbey of Sant'Antimo, Orvieto, Monte Cassino



Dzień 3
Kolejny dzień to San Gimignano, czyli kamienne miasto, Siena z ciekawym rynkiem i Abbey of Sant Antimo czyli opactwo w Toskani. San Gimignano to faktycznie miasto z kamienia. Kamienne wieże, ulice pełne sklepów z pamiątkami, winami, i w końcu dobrym kawałkiem pizzy.
Zwyczajna Margaritta, w końcu pyszna i spełniająca nasze wymagania w temacie Italii.
Siena ... spodobał mi się tam rynek, na którym w lipcu i sierpniu odbywają się wyścigi konne przedstawicieli dzielnic Sieny. Ponoć bardzo widowiskowa impreza, nas niestety ominęła.
Opactwo zas, odnalezione w jednej z toskańskich wiosek, zaskoczyło mnie prostotą i minimializmem w temacie ołtarza, wystroju wnętrz, jak i niesamowitym klimatem otoczenia opactwa. Nocleg w Orvierto i całkiem przyjemnym hotelu. Niestety z wątpliwie działającą klimatyzacją i ogromem komarów, które chciały nas zjeść żywcem.

Dzień 4
Monte Cassino ... cel na kolejny dzień. Cel jakże ważny dla każdego polaka odwiedzającego te strony. Długo wjeżdżaliśmy pod górę by dostać się finalnie do opactwa, które zdobywali nasi żołnierze w maju 1944. Samo opactwo piękne, ale jednak wszyscy czekaliśmy na moment gdy wejdziemy i zobaczymy cmentarz wojskowy. Faktycznie zarówno cmentarz jak i muzeum na jego terenie, zrobiło na nas ogromne wrażenie. Były też i łzy, ciche przemyślenia, każdy po swojemu to przeżył. Miejsce robi niesamowite wrażenie, wyzwala spore emocje. Złaszcza gdy przegląda się zdjęcia, czyta się notki w muzeum a później widzi się około tysiąca grobów polskich obróńców opactwa w Cassino. Spędziliśmy na miejscu 2 godziny, głównie właśnie na przemyśleniach, do których każdy dochodził sam w sobie, spacerując akurat w tym jednym jedynym miejscu bardzo indywidualnie.
Monte Cassino okazało się też ostatnim miejscem "cywilizowanej północy Italii". Jakiś czas później znaleźliśmy się w Neapolu. Mówi się, że Neapol albo się pokocha albo znienawidzi. Teraz już wiem o co chodziło autorowi. Pierwsze minuty, godziny w Neapolu to dziurawe i wyboiste drogi, często wyłożone kostką bez ładu i składu. Ale przede wszystkim to masa śmieci na ulicach, slamsowy tryb życia mieszkańców Neapolu, niedbałość o siebie, samochody a sposób prowadzenia to zupełnie odmienny od znanego nam ... stan umysłu. Czerwone światło? Nie przeszkadza by przejechać lokalnym mieszkańcom innym kierowcom przed nosem, widzieliśmy to wielokrotnie. Samochód wyjeżdzający ze "Stopu" ? Ten znak mógłby nie istnieć. Kierowcy przecinali ulice tak jakby zamiast znaku stop mieli znak z pierwszeństwem przejazdu. W Neapolu trzeba mieć oczy dookoła głowy, znaki drogowe rzadko kiedy mają odzwierciedlenie w prowadzeniu i zachowaniu kierowców na ulicach. Samochody Neapolu zaś to często mocno poobijane, niesamowicie zaniedbane i często mocno wgniecione "środki transportu".

Neapol sprawił na mnie wrażenie zupełnie niepasującego do swojego otoczenia puzzla gdyż zarówno powyżej jak poniżej Neapolu (jak się później okazało), obowiązuje zupełnie inna kultura jazdy, styl bycia, ubierania, dbania o siebie. Neapolczycy wydają się być zaniedbani, haotyczni, nie dbający praktycznie o nic. Jakoś nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że rok temu widziałem już coś podobnego, w Marsylii. Neapol zrehabilitował się jedną jedyną rzeczą. Wieczorem, kuszeni mitami o niesamowitej pizzy w jej stolicy czyli w Neapolu, wybraliśmy się do pizzeri. Pizza faktycznie okazała się świetna, otoczenie portu także dodało uroku wieczornemu wyjściu "w miasto". Gdy kładąc się w hostelu spać, myśleliśmy, że wieczór skończy się przyjemnie, po raz kolejny zostaliśmy zaskoczeni. Pokaz sztucznych i przede wszystkim głośnych ogni późnym wieczorem można zrozumieć i przeżyć. Pokaz tych samych ogni jakiś czas później, w środku nocy to już jednak nieporozumienie. Dopiero jednak pokaz chyba już najgłośniejszych ogni po godzinie 3 (!!) nad ranem ... o spaniu nie było już mowy. Obudzeni, wyrwani ze snu, za to było kolorowo, głośno i niezrozumiale ... Może to "urok" Neapolu, ja jednak za takimi urokami nie przepadam. W Neapolu doświadczyliśmy też jak dotąd najcieplejszej nocy. Mimo wentylatora w pokoju i braku przykrycia, ciężko było zasnąć w temperaturze około 27 stopni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz